Przyznam się że to mój własny pomysł, może i nie tak bardzo orginalny - ale bardzo, bardzo usprawnia moje poranne wyjścia do pracy. Ale zacznijmy od początku całej historii.
Na początku (po pierwsze) - to ja jestem sroka. Uwielbiam błyskotki, kolczyki, koraliki i pierścienie. W czasach twórczości radosnej potrafię stworzyć tego krocie, co się potem trochę rozchodzi, ale nie szkodzi. Bo to wejdę do sklepu i coś tu błyszczy, albo chandrę mam taką że tylko kolejne korale mnie pocieszyć mogą, no i w końcu powstrzymać się nie mogę przy wystawie z biżuterią od achów i ochów, a oczy mi się robią przy tym jak u tego kota ze Shreka.
No i nazbierało się przez te lata... Nawet nie wiem skąd się to wzięło... Ale jest. I by się nie kulało po kątach, nie zwijało w kupę i nie kryło w zakamarkach kurz absorbując, wymyśliłam sobie ot taki patent. I tu następuje część druga tej historii czyli "po drugie"
Po drugie to pochodzę z rodziny krawieckiej. Takie tam, czyli - dziadek krawiec, ciotka krawcowa, kuzynka krawcowa ( no aż wstyd w tej rodzinie nie szyć). No i dziwne by było gdybym się miała uskarżać na brak wieszaków. Wieszaków ci u nas dostatek i robić sobie z nimi mogę co dusza zapragnie. A że wieszak rzecz użyteczna bardziej niż ozdobna, by mu przykro nie było zrobiłam by i się przydał i ładny był. Ten pierwszy pomalowałam na czerwono farbą teflonową i ozdobiłam złotem. Przybiłam do niego złote ozdobne gwoździe. I w ten sposób powstał wieszak na moje korale. Bardzo, ale to bardzo praktyczna rzecz (przyzna to każda kobieta która przed wyjściem męczy się z kołtunem biżuterii). I to nie jedyny wieszak obwieszak w mojej szafie :)
Drugi wieszak zrobiłam dla córeczki. Ozdobiłam go metodą decoupage czyli obkleiłam wycinanką z serwetki papierowej i polakierowałam. Podoba mi się sam w sobie. A jak już przeleży swoje to wkręcę do niego śrubki z haczykami i na haczykach zawieszę niebieskie woreczki na mini niespodzianki na każdy dzień. To też jest dobry pomysł.
Na początku (po pierwsze) - to ja jestem sroka. Uwielbiam błyskotki, kolczyki, koraliki i pierścienie. W czasach twórczości radosnej potrafię stworzyć tego krocie, co się potem trochę rozchodzi, ale nie szkodzi. Bo to wejdę do sklepu i coś tu błyszczy, albo chandrę mam taką że tylko kolejne korale mnie pocieszyć mogą, no i w końcu powstrzymać się nie mogę przy wystawie z biżuterią od achów i ochów, a oczy mi się robią przy tym jak u tego kota ze Shreka.
No i nazbierało się przez te lata... Nawet nie wiem skąd się to wzięło... Ale jest. I by się nie kulało po kątach, nie zwijało w kupę i nie kryło w zakamarkach kurz absorbując, wymyśliłam sobie ot taki patent. I tu następuje część druga tej historii czyli "po drugie"
Po drugie to pochodzę z rodziny krawieckiej. Takie tam, czyli - dziadek krawiec, ciotka krawcowa, kuzynka krawcowa ( no aż wstyd w tej rodzinie nie szyć). No i dziwne by było gdybym się miała uskarżać na brak wieszaków. Wieszaków ci u nas dostatek i robić sobie z nimi mogę co dusza zapragnie. A że wieszak rzecz użyteczna bardziej niż ozdobna, by mu przykro nie było zrobiłam by i się przydał i ładny był. Ten pierwszy pomalowałam na czerwono farbą teflonową i ozdobiłam złotem. Przybiłam do niego złote ozdobne gwoździe. I w ten sposób powstał wieszak na moje korale. Bardzo, ale to bardzo praktyczna rzecz (przyzna to każda kobieta która przed wyjściem męczy się z kołtunem biżuterii). I to nie jedyny wieszak obwieszak w mojej szafie :)
Drugi wieszak zrobiłam dla córeczki. Ozdobiłam go metodą decoupage czyli obkleiłam wycinanką z serwetki papierowej i polakierowałam. Podoba mi się sam w sobie. A jak już przeleży swoje to wkręcę do niego śrubki z haczykami i na haczykach zawieszę niebieskie woreczki na mini niespodzianki na każdy dzień. To też jest dobry pomysł.
2 komentarze:
Nie lubię wzorów i wyrazistych motywów, rewia kolorów mnie mierzi, mam uraz do wieszaków od czasów zamknięcia małego sklepiku rodziców z modą odzieżową w Dąbrowie Górniczej i nie znoszę barwnej, drewnianej biżuterii, paciorków, rzemyków i korali, a... a jestem zachwycona tą notką. Autorka się przyzna, że to jakaś zielona magya.
Ha,ha,ha... Witaj Płomyku. Nie można wszak lubić wszystkiego. A ja czarownicą jestem i życie przez mnie przepływa jak żywioł. To czego nie zapiszę - spłonie. A jak spłonie to już po mnie. To się po prostu dzieje...tak
Pozdrawiam :)
Prześlij komentarz