sobota, 27 grudnia 2008

Wróciłam


Nooo... bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. I Bogu dzięki za dom mój szczęściem pachnący. Zmęczona jestem tymi świętami i aż cieszę się na powrót do pracy. Naprawdę. Nic chyba mnie bardziej nie zrelaksuje niż kawałek dobrze wykonanej roboty! Święta świętami ale po tygodniu leżenia w gronie rodziny i wpychania w siebie słodkości zemdliło mnie do bólu zarówno z nadmiaru łakoci, jak i z nudów. Gdyby mi choć pozwolili pranie zarzucić, poprasować... rany cokolwiek!!! No bo ile można świętować? Szczęściem po wycałowaniu serdecznym babć, cioć i dzieciaczków wyrwaliśmy się z ciepłych ramion rodziny by na corocznej tradycyjnej "objazdówie" okolicznych żłobków i betlejemek zrzucić trochę tego świątecznego pyłu. No i kalori też ;)

Ależ to miło znaleść się w końcu we własnym przytulnym kątku i wypić gorącą czekoladę z ulubionego kubka. A kto chce może się do mnie przyłączyć i obejrzeć fotoreportarz z wyżej wymienionej bożonarodzeniowej objazdówy. Tylko błagam - już niczym mnie nie częstujcie, nie dzisiaj!

wtorek, 23 grudnia 2008

Hej kolęda z aniołem


Mówię aniołom
przyjdźcie
a oni na to
- nie trzeba
(choć goli jak poświąteczne drzewa)
nas na wigilię zapraszać.
Cherubin w ostatnim rzędzie
nie śpiewa - zasnął jak świeczka
przedwcześnie z kolędy zdmuchnięta
niech śpi,
a sen jego pamięta
babcię jako dziewczynkę
z nieposłusznym warkoczem.
W śnie jego turkocze
wóz pełen siana
dla owieczki
dla barana
do stajenki.
Więc lepiej niech śpi,
wraz z wozem pojedzie
zagrać Dzięciątkowi
na drewnianym flecie

przyda się tam Anioł.

W te dni świąteczne, niezwyczajne - życzę wszystkim którzy życzeń mych chcą wysłuchać: dobroci serc, szczerości przyjaciół, uśmiechu nieznajomych, opieki aniołów. Niech dobry czas oddali smutki, troski dnia i zagonienie a natchnie serca czułością życia i poczuciem szczęścia.
Agnieszka



sobota, 20 grudnia 2008

Knedliczki


Pojechałam do Bielska. Właściwie to miałam do Katowic ale jakoś mnie zniosło. Od dnia odebrania dyplomu to nie byłam w Katowicach, bo to takie traumatyczne dla mnie miejsce. W sumie w Bielsku też jest sklep dla plastyków a potrzebowałam farby do tkanin. No po prostu w Bielsku jest też ładniej. No i ten sentyment... Ach Bielsko...
Taki malutki sentymencik związany z pewnym mężczyzną o burzy w oczach...
Ale o tym Ciii... Było minęło...
Więc kupiłam te farby, a przy okazji kilka innych nierozsądnych rzeczy. Sklepy dla plastyków to drugie takie miejsce po księgarni skąd trzeba mnie wyrzucić zanim zmarnotrawię tam cały dzień i fortunę. Więc jak już mnie wyciągnięto to już jakoś dzień się potoczył i znalazłam się nagle po drugiej stronie granicy. Tak góry, góry mijaliśmy góry (tęskno). A potem granica której właściwie to nie ma - tylko napisy po ichniejszemu. Wstąpiliśmy do sąsiadów i nabyliśmy stały asortyment produktów co to po naszej stronie nie ma. Więc jutro na obiad będą knedliki i kofola.

czwartek, 18 grudnia 2008

Pan słońce


Jest, jest, jest.
Doszła przesyłka z książkami a w niej ta, na którą najbardziej czekałam. Uch... no to rodzina ma się z pyszna - zamykam się w kuchni i zamiast zupy będzie gips. Oj ta, lubię się bawić gipsem - teraz zabieram się do tej zabawy na poważnie. Będą potrzebne bandaże, sznurki, gazety, druty i miski. Sio rodzina - mamy nie ma i obiadu też nie będzie.
Długo. I dla nikogo.
W takim stanie jestem już od tygodnia, bo czas cały coś się dziać musi. Albo się piecze, albo szyje, wycina, kroi, zbiera, miesza. Wszystko się przyda, wszystko potrzebne - teraz, naraz, już...
W dzikiej pasji będąc - tak na początek, skończyłam słońce z masy solnej co czekało cierpliwie na złocenie aż spaść zdążyło. Ozłociłam słońce a i przy okazji ramę i sukienkę aniołka maznęłam złotem. Moja córcia na przedstawieniu wigilijnym w przedszkolu wyglądała jak prawdziwy anioł. Opłacało się w nocy siedzieć nad sukienką.
Ciekawe gdzie w tym domu są gwoździe - pana słońce wszak trzeba teraz powiesić.
I tak się zastanawiam czy słońce to właściwie on, ona czy ono?

środa, 17 grudnia 2008

zupa selerowa


Dzisiaj bardziej przyziemnie, no bo przecież z czegoś trzeba żyć. A dla podtrzymania życia((zwłaszcza w zimowe popołudnie) najlepsza jest dobra zupa, taka na przykład zupa selerowa - wyśmienita na chłodne zimowe dni i pusty brzuszek. By było jasne - nienawidzę selera! Serdecznie i z całego serca selera nie trawię. Natomiast zupa selerowa jest jedyną potrawą z selera którą zjem, a więcej - zjem z prawdziwą przyjemnością. Dlatego też zdradzę jej przepis, który brzmi:
By sporządzić zupę selerową potrzebujemy 2-3 dorodne korzenie selera, 1 ziemniak, 1 marchewkę. Warzywa czyścimy i wkładamy do garnka zalewając wodą by były zakryte. Gotujemy do miękkości, a następnie przecieramy przez sito. Zupę krem doprawiamy do smaku (wegetą, kostką rosołową, maggi lub jak kto woli solą i pieprzem) dodajemy koniecznie! łyżkę świeżego masła. Gorącą i kremową zupę podajemy z groszkiem ptysiowym lub grzankami.
Biegnę do kuchni. Znów zgłodniałam

wtorek, 16 grudnia 2008

Przychodzi cicho...


To takie krępujące o tym pisać, zwłaszcza nie o porze w której zwykliśmy myśleć o niej. Dzień dziś bowiem to nie zaduszki, nie dzień zmarłych, a jednak...
Przychodzi cicho... lecz co dziennie. Każdego dnia po kogoś, po setki, po tysiące...
Nie zauważamy je do chwili aż dotknie kogoś nam bliskiego, a i wtedy ciężko wymówić jej imię.
Umarł parę tygodni temu. Pan Daniel. Zwykły, szary człowiek co to przesyłki przynosił mi do pracy. Pojawiał się czasami, pożartowaliśmy, opowiadał krótkie historyjki. Bardzo uprzejmy pan.
Lubiłam pana Daniela - w jakiś sposób był mi bliski. Cieszę się że byłam dla niego miła, cierpliwa. Cieszę się że i on mnie lubił. Niby nikt znaczący - jednak ważny.
Taki powinien być człowiek dla człowieka, każdy ważny na tyle by być wobec niego... znaczy tak... jak gdyby już nigdy więcej miał nie przyjść, nie uśmiechnąć się, nie ponarzekać...
Lubiłam pana Daniela...

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie!

środa, 10 grudnia 2008

Opium


Będąc w Bielsku miałam nadzieję zrobić kilka zdjęć, pobiegać po mieście zajrzeć totu-totam. Nadzieje okazały się być nader płonne, bo szkolenie jak się okazało rozpoczęło się rankiem, wieczorem zakończyło - wobec czego opuściłam miasto nie do końca usatysfakcjonowana. Nie do końca, bo jednak szkolenie z panią psycholog zawsze należy do czasu twórczo spędzonego i wnosi w moje proste schematyczne życie odrobinę zatrzymania się nad sobą. Oczywiście mnie nie trzeba pzekonywać co do własnej wartości, bo czasami zdaję się być nawet "przewartościowana". Zdaję się być - bo taki jest widok na mnie z zewnątrz, natomiast miewam czasami swoje prywatne stop-klatka. Pomiędzy pewnością siebie a zarozumialstwem zachodzi pewna specyficzna różnica. Mianowicie osoby które są pewne siebie cechuje dystans do siebie samego, znajomość i akceptacja swoich słabych stron pozwala na kompromis pomiędzy tym co pozytywne a tym co wymaga pracy wewnętrznej. Zarozumialcy natomiast uważają się za najlepszych we wszystkim i łatwo ich zranić bo nie potrafią przyjąć ani komplementu, ani krytyki. Popłynełam? Zzewnątrz niestety wygląda to tak samo. No i po prostu nie mogłam, nie mogłam jak zwykle się nie wychylić. Tyle razy mi mówiono bym nie wyskakiwała przed szereg, a ja uparcie to samo. Po prostu chora bym była gdybym pozostała niedostrzeżona i nie powiedziała co na ten temat mam do powiedzenia, bo jak już jestem - to muszę się odezwać. A jak nie chcą żebym otwierała usta - to niech mnie nie wysyłają. O!
Więc ja naprawdę jestem jak to moje opium? Wyraźna, duszna i charakterystyczna? Nie wszyscy jednak tolerują opium...

sobota, 6 grudnia 2008

mało słów



To jedna z moich czterech ulubionych pór roku. Kapryśna, zmienna, nostalgiczna... zima nadchodzi w tym roku bardzo małymi kroczkami i wymaga ode mnie cierpliwości w oczekiwaniu. W oczekiwaniu na? Mróz, śnieg, szron, lód, słońce w soplach, nastrój świąteczny, późne poranki, wczesne wieczory, herbata cynamonowa, ciepły szal, puszysty koc i dużo czasu dla książek pachnących biblioteką, zajęcia w domu, piernikowe serca i bajki dzieciom wyświetlane na suficie.