niedziela, 4 stycznia 2009

Tykwa i co dalej?

Dostałam od pana Mariana tykwę. Jedną jedyną jaką się udało mu uratować. Bo moje tykwy już całkiem nie wyszły z powodu wyjątkowo deszczowego września. A więc dostałam tą tykwę. I myślę co dalej. Można by z niej zrobić lampion, taka tykwa daje piękne miodowe światło - eeee... nie, tyle mam już świeczek, lampek, kominków że i tak nie nadążam tego wszystkiego pozapalać. A może wazon? I kolejne kwiaty w tej dżungli? Zdecydowanie nie!!! Na wino za duża, na donicę za mała.
A tak naprawdę to podoba mi się sama w sobie. Ma taki wyjątkowy kolor ( z powodu swojego nieudania) i ciekawy rzucik. Ten rzucik wydał mi się bardzo uroczy, kokieteryjny jak piegi u bladolicych dziewcząt i jakiś znajomy. Coś mi przypominał.
Co? Hmmm...
Obrazy Klimta. Już wiem, miodowo - złote obrazy Klimta. I tak się zastanawiam czy namalować na tykwie taką miniaturę, albo nie... jak uda mi się namalować Muchę - to wezmę się za Klimta. Będzie pasował do żółtych ścian - no i do tykwy :)
Tak to od rzeczy małych do rzeczy wielkich się potoczyły sprawy.

A w lodówce mam jeszcze kilka nasion tykwy i wysadzę je na wiosnę :)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Rzeczywiście - deseń iście
"wiedeński" ;) . Coś w tym jest.

Ale jestem szczerze zaskoczony
tym , że tykwy rosną w Polsce.
No proszę!- jak to się można
czegoś nauczyć na "stare lata"
:)) che.
Pozdrawiam! ;)

damqelle pisze...

owszem, rosną. Pod warunkiem że jesień jest słoneczna co pozwala im wyschnąć :)