poniedziałek, 5 stycznia 2009

Po czasie



Po czasie, po czasie - bo wpis ten miał się tu pojawić przed świętami, ale mi jakoś tak zeszło... Jak mnie ktoś dobrze zna ten wie jak mi potrafi zejść na czymśtamnaczymś. Tym razem mi zeszło na różne takie przemyślenia. No i zanim wróciło - ot, to już po świętach. Mało brakuje by mi choinka choć sztuczna do lasu uciekła. Miałam napisać o wierzbie i bombkach...
A niech tam - napiszę.
Kto miał z wierzbą do czynienia (w przypadku produkcji łuku na przykład) wie że to bardzo wdzięczne tworzywo. A ja wiem o wierzbie nieco więcej. Znam wierzbę od czasów gdy w jej gałęziach skryta przed światem czytałam książki. Tuliła nie miękkim konarem, tańczyła na wietrze i grała moja staruszka wierzba. Mało kto wie jak piękny zapach mają wyschnięte gałązki wierzby płaczącej, zupełnie inny niż przemysłowa wiklina poddawana obróbce. Dlatego jesienią w dni wietrzne zbieram opadłe gałązki, gdy jeszcze są zielone i splatam w takie oto wieńce, oraz ptasie gniazda na wielkanocne święta. Gdy wyschną- pachną niesamowicie. I mój dom pachnie...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tylko taki mały problem... ;)
O ile mi wiadomo, to wierzba
płacząca w stanie dzikim
w Polsce nie występuje,
a jedynie w parkach i na
skwerach ze sztucznych
nasadzeń - więc , jak już
z takim sekatorkiem podejdę
do niej -
...to zaraz zjawi się strażnik
miejski, albo nawet policjant
i po prostu kropnie mi
mandat... :(
Skąd Ty je bierzesz?
Chyba że masz własny park,
lub wierzbę w ogrodzie...
Pozdrawiam! ;)

damqelle pisze...

Z sekatorkiem? Brutalu! Ja staję pod wierzbą i czekam aż samo spadnie ;) jak jest wiatr to witek wierzbowych pod drzewem jest sporo:)
To prawda że nie występuje w Polsce w stanie dzikim - ale mam taką ulubioną rozczochranicę ;)