No to idę. Idę i patrzę, to w prawo, to w lewo. Jakże ja nie lubię wielkich miast. Czuję się ogłuszona, otępiała jak owca wraz ze stadem pędzona. I budzi się we mnie typowa psychologia tłumu, tłumu który niesie mnie ku centrum. Łał... To nie jest to samo miasto które budziło we mnie odrazę przez pięć lat studiów na Uniwersytecie Śląskim. Bo wprost nienawidziłam tu przyjeżdżać i po ostatecznym wyszarpaniu dyplomu z paszczy dziekanatu, przez kolejne lat dziesięć moja noga postanowiła tu nie stanąć (to znaczy- ja postanowiłam że ona nie stanie) I dziś (o zgrozo) budzą się we mnie dziwne sentymenty. I pierwsze rozczarowania - nie ma już plastyka na Francuskiej, znikły gdzieś moje rupieciarnie z antykami i sklep w którym za grosze zamieniałam sentymenty na analogi. Pustką wita mnie brama Duszpasterstwa Dobrego Pasterza(ech..) nie ma plastycznego również na Korfantego. A to już tragedia. Staję więc na skrzyżowaniu rozdziawiwszy gębę, a już tłum mnie zgodnie jął na drugą stronę przetaczać ulicy. Płynę zatem z tym tłumem, jak komórka jakiegoś czynu społecznego. Dałabym się ponieść bo jest mi smutno.
Gdzieś w tej grze świateł, dostrzegam jednak plakat reklamowy: Matejko- sklep dla plastyków. Opolska! Jest! Wiem gdzie to jest! Takie miejsca przyprawiają mnie o ruinę. Kupiłam to po co przyjechałam i to czego kupić nie zamierzałam. Wąchałam, dotykałam, napawałam zmysły- a następnie zaopatrzona w ołówki od H do B, sepię i gumkę chlebową, oraz sztabę modeliny (samBógwienaco), czerwony tusz, dwie fiolki z farbami pt "jaki piękny kolor", perłowy akryl nr. 17 wracam pod prąd. Ja to jestem JA - nie żadna tam komórka tłumu. Wracam do swojego miasta, w garści trzymam ołówki i nie zawacham się ich użyć! Ale to już nie dzisiaj. Rozpoczynam nowy dział w którym główną rolę zagrają ołówki. Ale to pssss....
Gdzieś w tej grze świateł, dostrzegam jednak plakat reklamowy: Matejko- sklep dla plastyków. Opolska! Jest! Wiem gdzie to jest! Takie miejsca przyprawiają mnie o ruinę. Kupiłam to po co przyjechałam i to czego kupić nie zamierzałam. Wąchałam, dotykałam, napawałam zmysły- a następnie zaopatrzona w ołówki od H do B, sepię i gumkę chlebową, oraz sztabę modeliny (samBógwienaco), czerwony tusz, dwie fiolki z farbami pt "jaki piękny kolor", perłowy akryl nr. 17 wracam pod prąd. Ja to jestem JA - nie żadna tam komórka tłumu. Wracam do swojego miasta, w garści trzymam ołówki i nie zawacham się ich użyć! Ale to już nie dzisiaj. Rozpoczynam nowy dział w którym główną rolę zagrają ołówki. Ale to pssss....
3 komentarze:
pierwszy raz się spotkałam z opinią osoby z małego miasteczka, która nie lubi dużych miast... sama mieszkam w takim mieście i czasami chcę z tą uciec. podziwiam, że nie dobija Cię właśnie ta małomiasteczkowość.
pozdrawiam i dodaję do znajomych ;)
ulubionych * :)
Dziękuję :)
Mieszkanie w małym mieście daje wiele radości - jeśli się tego chce, jeśli lubi się siebie i ludzi. W dużych miastach dobrze się czują ludzie którzy wolą pozostać anonimowi, bo duże miasta tą anonimowość zapewniają.
Prześlij komentarz