piątek, 21 sierpnia 2009

Europejskie wakacje

Wróciłam z wyprawy cała i zdrowa (gdyby to kogoś interesowało)Wróciłam również zadowolona i wypoczęta (to informacja dla tych - których interesuję nieco więcej). Za to nie opaliłam się wcale, bo nie lubię słońca. Zamiast wylegiwać się na plaży w parszywym upale gdzieś na egipskiej plaży - aktywnie zdobywam Europę. Chcąc-niechcąc uczestniczy w tym cała nasza rodzinka, czasem tą niechęć okazując piekielnym wprost jęczeniem. Otóż, moje dzieci nie lubią zamków. Musieliśmy więc z panem mężem podjąć męską decyzję i zrezygnować z części planów. Niestety. Bo my zamki lubimy. Bardzo. A w Czechach jest co zwiedzać, o jest.
A jak się zwiedza Europę w naszym wydaniu?
Najpierw powstaje zamysł. Zamysł to taka myśl o znamionach zapytania "A może by tak...?" Na bazie zamysłu powstaje plan. I od tego planowania właśnie jest w naszym domu Pan Mąż. Zamysł to najczęściej moja specjalność. Z tym że muszę być bardzo ostrożna z wygłaszaniem głośno moich wszystkich zamysłów, gdyż zamysł rodzi natychmiast plan. Plan powstaje przy współpracy internetu. Strony internetowe, bazy noclegowe, waluta, warunki drogowe, obiekty warte zobaczenia,zamki, trasy turystyczne - wszystko zostaje skwapliwie odnalezione, zanotowane i obliczone. Moja tak zwana "brocha" to pilnowanie by wszystko zostało zabrane w i spakowane w ilości optymalnej a wystarczającej, gdyż nasz pojazd niestety posiada gabaryty nie zadawalające takich podróżników.Co roku więc intensywnie marzymy o przyczepie kempingowej. Jak do tej pory - bezskutecznie. Apteczka i żywność na mojej głowie również- bo głodować nie wypada. Z tym głodowaniem to taki żart bo kuchnia czeska to jedna z naszych ulubionych i nie zrezygnowałabym za nic z porcji knedlików dla zupy z paczki. Jednak praktyczna jestem i na zimne dmucham - trochę żarcia zawsze się przyda, tak na wszelki wypadek. A że strzeżonego Pan Bóg strzeże upycham jeszcze trzy koszulki drogowe. Za to z ciuchami jest zawsze awantura-bo ja zabieram jedną kiecę w której mogę biegać cały tydzień ( no bo w końcu urlop mam) a pan mąż spodnie na każdy dzień nowe i bielizny cały worek, jakby nie szło wyprać i na gałęzi powiesić. Bo niby wstyd. A czego niby wstyd?
Właśnie - na kempingu mamy przegląd całej europy. Grupa francuskiej młodzieży wydziera się w niebogłosy słuchając francuskich przyśpiewek, niemcy zawsze mają wysprzątane przed przyczepą jakby mieli już tu zostać na zawsze, holendrzy z drugiego końca europy przyjechali jakimś starym grzmotem i biegają po polu w podomkach, a Czesi jaszcze chyba bardziej zestresowani niż polacy siedzą w swoich domkach kempingowych pijąc czeskie piwo. Czesi ogólnie jako naród nie lubią i nie potrafią wypoczywać. Polacy już częściej opuszczają granice swojego kraju- acz większość woli tak bezpiecznie wykupić jakiegoś lasta, albo po prostu pojechać nad morze, czy do Zakopanego- jak wszyscy. Zastanawiam się czy to wynik jakiś kompleksów? A może komuna zostawiła w naszej mentalności ślady? Czesi u których komuna była dosyć silna do dziś boją się wyjść do Europy, otworzyć szerzej okno, pochodzić w podomce z koronki na polu namiotowym, przyjechać starym samochodem. I w naszej mentalności również jest jeszcze taka bariera"bo co ludzie o nas pomyślą". A niech myślą co chcą...

Ale mnie dziś poniosło. A miałam opowiedzieć gdzie byłam - cóż, pozostanie się wam tylko domyślać na podstawie zdjęć które można zobaczyć tu. Kiedyś je opiszę - jak będzie mi się chciało - bo dzisiaj już mi się nie chce. Dodam jedynie że to dwa moje najbardziej udane zdjęcia z Linz i Passau. Zwłaszcza to drugie jakoś nastraja mnie sentymentalnie.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wiesz, myślę , że takie zachowania
Polaków - wynikają po prostu -
z ...lepszego wychowania.
Każda nacja ma swoje zalety i wady.
Francuzi - bywają z natury - gł,śni,
a tam - trzeba było brać poprawkę
na ich młody wiek ;p heh.
Holendrzy w szlafrokach... - no cóż...
To jednak braki w wychowaniu, a nie luz. I sądzę, iż to cechowało wyłącznie
tamtych ludzi, a nie Holendrów,
jako nację. Wszędzie trafiają się troglodyci... ;)
Ale wiesz co mnie przeraża w Polsce - to właśnie
pranie wywieszane na balkonach przed domami...
No coś paskudnego!
To mogą być rzeczy piękne i lśniące
czystością - ale wygląda, jak
dzielnice nędzy w Napoli :/.

A zdjęcia - baaardzo mi sie podobają!
Ten stolik na wąskiej uliczce -jest
cudownie surrealistyczny. ;)
Dwójka dzieci na schodkach - po
prostu - słodka! ;)
Detal dłoni na sztukaterii (fragment jakiejś rzeźby)
oraz wszystkie zbieżne perspektywy-
w uliczkach z "podpórkami" miedzy
domami, podcienia i ta piękna
panorama dachów miasta - robiona
z jakiegoś balkonu z podcieniami
również. ;D

Pozdrowienia!;)

Anonimowy pisze...

P.S.
Dopiero przeczytałem Twój wpis
"u mnie" ;) -
Samych pięknych dni - zawsze z pasją,
codziennie nowych powodów do radości
i szczęścia aż w nadmiarze!

życzy "urodzinowy bliźniak" ;D))

damqelle pisze...

Dziękuję :)
A wiesz - pokuszę się o polemikę - bo ja za brak kultury i wychowania uważam pozostawianie za sobą brudnej toalety i wyrzucanie śmieci w lesie. Natomiast jak ktoś biega w podomce po polu namiotowym,czy bieliznę suszy na drzewie wcale mi nie przeszkadza. A pranie wywieszam za oknem, cokolwiek sobie o mnie pomyślisz, he,he... ale ja po prostu w bloku mieszkam i inaczej się nie da
:)