czwartek, 9 lipca 2009

Deszcz


No... uwielbiam.
Nie wiem od kiedy polubiłam deszcz, może i zawsze tak było, a może od tej pamiętnej ulewy w Pieninach po której przemoczona do suchej nitki postanowiłam fakt ten zaakceptować, że deszcz wlecze się za mną gdziekolwiek podążam? To podobno najlepsza metoda jest - jak czegoś nie możesz pokonać - zaakceptuj to. Tak mogę sobie powiedzieć ja, lecz nie jest to metoda dla wszystkich.
Deszcz to również okrutny i niszczycielski żywioł, który zabiera i niszczy co napotka po drodze i gdy ja wystawiam twarz na ożywcze strumienie - ktoś inny w tym czasie traci dobytek swojego życia. Lecz nic na to nie poradzę, jak i nie zmienię już tego że deszcz lubię. Najbardziej zaś wiosenne i letnie burze, ciemne szalone chmury i wiatr który niesie ze sobą taki zapach i wilgoć, najpiękniejsze dla mnie perfumy. Mokre włosy, piach w oczach i bose stopy przypominają mi że jestem tak bardzo sobą - jak nigdy indziej.
Nie noszę parasola.
Owszem posiadam parasol i nawet bardzo ładny - obszyty granatową falbanką w różowe kwiaty, ale obawiam się iż gdy go tylko z domu wyniosę, zaraz też gdzieś zagubię, pozostawię - to i po co?
Mijam więc ludzi w panice otwierających parasole, przebiegających na drugą stronę ulicy w pośpiechu, kiedy łapie ich nagła ulewa - a mnie się chce tańczyć, a mnie się chce śpiewać. Wyżej unoszę głowę, zadzieram spódnice oblepiającą nogi i bosymi stopami cedzę ciepłe kałuże.
- Hej, zmoknie pani - krzyczy do mnie jakiś pan spod wiaty
Odwracam się do niego z anielskim uśmiechem odpowiadam - Eeee... nic mi nie będzie proszę pana - ja jestem rozpuszczalna w tłuszczach a nie w wodzie -
i dostojnie uchodzę, a włosy mi pachną zupą ogórkową...
pac, pac, pac...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Też lubię deszcz (między innymi - dlatego tak obawiałem się Californii,
bo tu prawie nigdy nie pada... :( ).
Ale wolę go zza szyby. Uwielbiam
patrzeć na świat w deszczu - siedząc
w aucie, czy z nosem przylepionym
do szyby ona domu, czy nawet jakiegoś
kawowego baru.
Lubię też drobny deszcz - i wtedy
nawet biegam sobie "między kroplami",
bez parasola. Ale jednak nie lubię
być przemoczonym...
A bycie na deszczu i jednocześnie -
bycie suchym - to bez parasola
raczej trudne do wykonania... ;p heh

Ciepło pozdrawiam!;)
-Marius

______________
P.S.
Jeszcze jedno - nic nie równa się
z zapachem łąki po deszczu, prawda? ;)
Nawet i asfalt w mieście - ma wtedy
inny zapach...

damqelle pisze...

Ach tak - a najpiękniej pachnie kurz na chodnikach gdy spadają pierwsze krople deszczu. Kurz, deszcz, wiatr, liście tańczące na wietrze...pora deszczowa i wietrzna jest przesycona zapachami...
"Jak tańczy jak tańczy królewna
jesienną wietrzną porą
pośród jarzębin i brzóz
pośród jaworów..."
Ech... gdyby mi tak jeszcze wypadało po kałużach tańczyć ;)