Wchodzę (może bardziej na miejscu byłoby określenie wpadam) do mieszkania i ogarnia mnie przemożna chęć zapanowania nad tym chaosem który w tym mieszkaniu panuje, jednak chaos widocznie to moje drugie imię i tutaj ta przemożna chęć mnie opuszcza ustępując miejsca myśli następnej - odpocząć, odpocząć przede wszystkim i natychmiast, odpocząć choć chwilę, po prostu paść na twarz i na monent zamknąć oczy. Gdybym mogła sobie na to pozwolić - lecz wiem że zasnę natychmiast gdy choć na chwilę przymknę oczy.
Nie zamykam oczu. za to zamykam drzwi z mocnym postanowieniem poprawy- naprawdę tu kiedyś posprzątam, obiecuję, kiedyś, naprawdę!!!!!
W kuchni zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Gotuję obiad, myję gary, gotuję budyń- myję gary, gotuję - myję, itd... Mamusiu chce mi się pić, chce mi się jeść, zupka, chlebek z pasztetem, znów pić i znów zupka - dom nie jest do sprzątania tylko do odpoczynku wmawiam sobie i zmiatam ze stolika 6 szklanek po soczku. w domu każdy kąt powinien być oazą, w każdym kącie powinno się chcieć usiąść odpocząć. A w moim domu w każdym kącie coś leży - gazety, książki, śmieci. Jak to śmieci? Niemożliwe przecież wczoraj tu zamiatałam. W drodze po miotłę rzut okiem na okna i stwierdzam że najwyższy czas wyprać firanki i okna może umyć. Pranie dawno wyschło i już od trzech dni wisi na kaloryferach - czy ja sobie nie daję rady? Niby tłumaczę sobie że pracująca matka z dwójką dzieciaków na karku i jednym mężem za to bez prawa jazdy to stanowczo za dużo by wymagać od siebie jeszcze schludności i czystości, ale jak to sobie mam przetłumaczyć skoro inne kobiety też mają dzieci i jakoś sobie radzą, widocznie jestem bałaganiarą i tyle!
Mój synek przyprowadza za rączkę swoją siostrzyczkę. Mała jak zwykle zalana łzami jakieś nieszczęście znowu jej się dzieje.
-Przytul Anusię mamo bo ryczy - mówi synek
- Oj kochani teraz nie bo sprzątam - odpowiadam zza sterty ciuchów
- to nie sprzątaj, tylko ją przytul mamo, jutro posprzątasz
No to mi się zrobiło wstyd. Mój mały synek ma rację - jaką wartość ma ciągłe sprzątanie? Przytulam Anię i czuję się naprawdę szczęśliwa. Nic się nie stanie jak jutro pójdą do przedszkola w poplamionych bluzeczkach, nic się nie stanie jak wpadnie znienacka ktoś i zastanie bałagan. W tym bałaganie ja i moje dzieci jesteśmy szczęśliwi, gramy w jeża, tańczymy i czytamy książki. Wieczorami przesuwam stertę "wszystkiego" na stole i rozkładam się z książką. Pan mąż się czepia że bałagan, że u naszych znajomych to czysto i tretetete...
A mi się nie chce, a ja jestem inna - czytam książki, maluję obrazy, realizuję swoje pasje. Bo w moim domu jest wszystko - książki, pędzle, wycinanki,pełno kredek, skrawki wełny i wszystko leży tam gdzie akurat leżeć powinno. Z czegoś trzeba w życiu zrezygnować - bo nie da się być we wszystkim najlepszym a ja chcę być najlepszą matką! We wszystkim innym mogę być byle jaka.
Nie zamykam oczu. za to zamykam drzwi z mocnym postanowieniem poprawy- naprawdę tu kiedyś posprzątam, obiecuję, kiedyś, naprawdę!!!!!
W kuchni zawsze znajdzie się coś do zrobienia. Gotuję obiad, myję gary, gotuję budyń- myję gary, gotuję - myję, itd... Mamusiu chce mi się pić, chce mi się jeść, zupka, chlebek z pasztetem, znów pić i znów zupka - dom nie jest do sprzątania tylko do odpoczynku wmawiam sobie i zmiatam ze stolika 6 szklanek po soczku. w domu każdy kąt powinien być oazą, w każdym kącie powinno się chcieć usiąść odpocząć. A w moim domu w każdym kącie coś leży - gazety, książki, śmieci. Jak to śmieci? Niemożliwe przecież wczoraj tu zamiatałam. W drodze po miotłę rzut okiem na okna i stwierdzam że najwyższy czas wyprać firanki i okna może umyć. Pranie dawno wyschło i już od trzech dni wisi na kaloryferach - czy ja sobie nie daję rady? Niby tłumaczę sobie że pracująca matka z dwójką dzieciaków na karku i jednym mężem za to bez prawa jazdy to stanowczo za dużo by wymagać od siebie jeszcze schludności i czystości, ale jak to sobie mam przetłumaczyć skoro inne kobiety też mają dzieci i jakoś sobie radzą, widocznie jestem bałaganiarą i tyle!
Mój synek przyprowadza za rączkę swoją siostrzyczkę. Mała jak zwykle zalana łzami jakieś nieszczęście znowu jej się dzieje.
-Przytul Anusię mamo bo ryczy - mówi synek
- Oj kochani teraz nie bo sprzątam - odpowiadam zza sterty ciuchów
- to nie sprzątaj, tylko ją przytul mamo, jutro posprzątasz
No to mi się zrobiło wstyd. Mój mały synek ma rację - jaką wartość ma ciągłe sprzątanie? Przytulam Anię i czuję się naprawdę szczęśliwa. Nic się nie stanie jak jutro pójdą do przedszkola w poplamionych bluzeczkach, nic się nie stanie jak wpadnie znienacka ktoś i zastanie bałagan. W tym bałaganie ja i moje dzieci jesteśmy szczęśliwi, gramy w jeża, tańczymy i czytamy książki. Wieczorami przesuwam stertę "wszystkiego" na stole i rozkładam się z książką. Pan mąż się czepia że bałagan, że u naszych znajomych to czysto i tretetete...
A mi się nie chce, a ja jestem inna - czytam książki, maluję obrazy, realizuję swoje pasje. Bo w moim domu jest wszystko - książki, pędzle, wycinanki,pełno kredek, skrawki wełny i wszystko leży tam gdzie akurat leżeć powinno. Z czegoś trzeba w życiu zrezygnować - bo nie da się być we wszystkim najlepszym a ja chcę być najlepszą matką! We wszystkim innym mogę być byle jaka.
3 komentarze:
Tak... jeśli chodzi o tytuł tej notki - tym się zawsze pocieszam :D
Kochana, dziękuję Ci za tego posta!
Mam tak samo! Jak miło, ze nie jestem jedna, sama, że to... normalne ;).
Cudny post! Jestem taka sama... czasami aż wstyd, ale co zrobić ;) Trochę bałaganu nikomu nie zaszkodziło, a ja wiem, co gdzie leży, więc nie jest chyba tak źle :)
Prześlij komentarz