niedziela, 26 października 2008


Wstałam dzisiaj rano, raniutko i spojrzałam przez okno - mgła! Pięknie, uwielbiam mgłę, ten zapach, balsam na skórę delikatniejszy niż najdroższa maseczka. U nas mgła jest częstym zjawiskiem, lecz niestety od kilku miesięcy albo wstaję wcześnie rano i biegnę do pracy gdy jest jeszcze ciemno, albo jest niedziela i wstać mi się nie chce wcale. No, parę razy poświęciłam ten leniwy niedzielny poranek i nastawiłam budzik na 7.00 to akurat w ten dzień mgły nie było. Ale jak ja mam plan to nie ma mocnych, wiedziałam ze kiedyś muszę zrobić to zdjęcie, to jedno! No i akurat dziś jest niedziela i to w dodatku bardzo mglista od rana więc zabrałam aparat i w pole. No, muszę przyznać że na skraju tego pola jeszcze się mocno zawahałam- a bo po co niby tam polezę - jeszcze mnie kto napadnie, sponiewiera, albo co gorsza aparat ukradnie? Ale cóż, raz kozie śmierć, pomyślałam że jak dziś nie pójdę to już zawsze będę sobie to wypominać jak tą sukienkę tęczową co to jej nie kupiłam 15 lat temu. Weszłam w tą mgłę i o rany, tak w życiu całym się nie czułam - ja w środku pola jakbym wpadła w mleko, jakbym była "nigdzie". Świat stał się tak dziwnie nienamacalny że dziwny, a ścieżka prowadziła z nikąd do nikąd. Skąd przyszłam i dokąd idę też było tym samym - jak gdyby ktoś wielką szarą gumką starł wszystko dookoła. Warto jednak tam było wejść dla takiego doświadczenia. A zdjęcie? Zrobiłam, tylko już nie było takie ważne i może nawet zrobiłam parę lepszych (między innymi udało mi się łasiczkę upolować) - to jednak odzwierciedla wyśmienicie ciszę i niepokój tajemniczego miejsca.

Brak komentarzy: