Oj, dawno nie czytałam aż tyle. Siedzenie w domu sprzyja opowieściom, a moje opowieści nie są spisane w zeszytowych wydaniach - to potężne tomiska, grube cegły po kilka tomów. Fantastyka. Pan mąż twierdzi że oszaleć od tego można, ale ja tak naprawdę nigdy się specjalnie swoim zdrowiem psychicznym nie przejmowałam, a przynajmniej nie na tyle by rzucić czytanie. I ciekawa jestem czy któraś z moich córek odziedziczy po mnie to zamiłowanie ( komuś przecież muszę zostawić w spadku tą szafę pełną papieru). Bo sam Bóg raczy wiedzieć ile ja w tym okresie nakupiłam znów książek i ile poszło na to pieniędzy. I tu pan mąż znów się "zatroskowuje" że niedługo zacznę na mydle oszczędzać. Już teraz do kosmetyczki nie chodzę, fryzjera omijam - a książkowy zakątek puchnie w wciąż nowe pozycje.
Jest owszem biblioteka w naszym miasteczku. No tylko z naszą biblioteką to jest tak:
Gdy zacznę czytać jakąś ciekawą opowieść okazuje się że w bibliotece jest tylko pierwszy tom, albo środek gdzieś znikł, czy końca nie ma.
"Malowany człowiek" - Peter Brett - to pierwsza z książek które pochłoneły mnie bez reszty. Przestałam sprzątać, przestałam gotować, a zanim zdążyłam przestać oddychać za przyczyną tej pochłaniającej historii - historia niespodziewanie utknęła w miejscu. Pani w bibliotece oświadczyła mi że niestety drugiego tomu nie mają - więc jak tu żyć? Opowieść Bretta tak jednak chwyciła mnie za serce że zapragnęłam ją mieć. Po prostu są takie książki które MUSZĘ mieć. I to jedna z tych pozycji. Zdobyłam więc drugi tom, potem trzeci, następnie czwarty... i nawet nie wiem kiedy pochłonęłam wszystkie prawie 2000 stron. Prawdziwy ze mnie demon nocy :)
W międzyczasie, gdy czekałam na Malowanego Człowieka - wypożyczyłam książkę (też nie cienką) Robin Hobb - "Złocisty błazen" - i tutaj powtórka z rozrywki: pierwszy tom, drugi tom i.... trzecią książkę wypożyczył ktoś kto być może ma problemy z czytaniem, albo zapomniał oddać? Trwa to już na tyle długo że za każdym wejściem do biblioteki pani bibliotekarka uprzejmie na wejściu informuje mnie że: błazna nie ma :(
No cóż, trzeba coś czytać - więc kilka przerywników z innych kategorii dla odświeżenia umysłu (boć nie można ciągle w bajkowym świecie żyć). Przerywanie przerywnikami przerwało pojawienie się czwartego tomu Malowanego człowieka, czyli "pustynna włócznia". Zamydliłam oczy panu mężowi że ta książka jest mi do oddychania niezbędna i wracałam do domu z 600 stronicowym mutantem pod pachą, przyrzekając po drodze że zachowam ją do szpitala, jak przyjdzie czas. Jużci - jakbym miała choćby cień zamiaru dotrzymać tej obietnicy. Po dwu dniach znów nie było co czytać. Ostatnia strona za to ucieszyła mnie niezmiernie - bowiem okazało się iż pan Brett nie zmieścił się w 4 tomach i pisze tom 5 - zatem czekam.
W międzyczasie jeszcze większa radość - trzeci tom napisał i rzucił na polski rynek Ted Williams: no dwa lata czekałam na "Powrót cienia" i już kolejne tomisko grzeje miejsce na mojej półce. Tu następne zaskoczenie - pan Williams również się nie zmieścił w tomach trzech. Zacieram więc ręce, a pan mąż kwituje to słowami: Jak długo można tak lać wodę by ludzie to kupowali?
No ale cóż - pan mąż nie zna się na fantastyce, więc nie wie że dobrze lać wodę też trzeba umieć. Zresztą wspaniałomyślnie pozwala mi na moje książkowe zachcianki, bo od tego przynajmniej mi fałdki nie rosną, a i ciężarnej odmawiać nie przystoi - myszy by go zjadły :)
Tym razem jednak odłożyłam 3 tom "Marchii Cienia" do szpitalnej torby i rzuciłam się w wir przygody napisanej przez Catherine Fisher - "Więzień Incarceron". I już wiem że drugiego tomu w bibliotece nie mają.
Cóż, pozostaje mi szydełko i kule turkusowej wełny :)
Jest owszem biblioteka w naszym miasteczku. No tylko z naszą biblioteką to jest tak:
Gdy zacznę czytać jakąś ciekawą opowieść okazuje się że w bibliotece jest tylko pierwszy tom, albo środek gdzieś znikł, czy końca nie ma.
"Malowany człowiek" - Peter Brett - to pierwsza z książek które pochłoneły mnie bez reszty. Przestałam sprzątać, przestałam gotować, a zanim zdążyłam przestać oddychać za przyczyną tej pochłaniającej historii - historia niespodziewanie utknęła w miejscu. Pani w bibliotece oświadczyła mi że niestety drugiego tomu nie mają - więc jak tu żyć? Opowieść Bretta tak jednak chwyciła mnie za serce że zapragnęłam ją mieć. Po prostu są takie książki które MUSZĘ mieć. I to jedna z tych pozycji. Zdobyłam więc drugi tom, potem trzeci, następnie czwarty... i nawet nie wiem kiedy pochłonęłam wszystkie prawie 2000 stron. Prawdziwy ze mnie demon nocy :)
W międzyczasie, gdy czekałam na Malowanego Człowieka - wypożyczyłam książkę (też nie cienką) Robin Hobb - "Złocisty błazen" - i tutaj powtórka z rozrywki: pierwszy tom, drugi tom i.... trzecią książkę wypożyczył ktoś kto być może ma problemy z czytaniem, albo zapomniał oddać? Trwa to już na tyle długo że za każdym wejściem do biblioteki pani bibliotekarka uprzejmie na wejściu informuje mnie że: błazna nie ma :(
No cóż, trzeba coś czytać - więc kilka przerywników z innych kategorii dla odświeżenia umysłu (boć nie można ciągle w bajkowym świecie żyć). Przerywanie przerywnikami przerwało pojawienie się czwartego tomu Malowanego człowieka, czyli "pustynna włócznia". Zamydliłam oczy panu mężowi że ta książka jest mi do oddychania niezbędna i wracałam do domu z 600 stronicowym mutantem pod pachą, przyrzekając po drodze że zachowam ją do szpitala, jak przyjdzie czas. Jużci - jakbym miała choćby cień zamiaru dotrzymać tej obietnicy. Po dwu dniach znów nie było co czytać. Ostatnia strona za to ucieszyła mnie niezmiernie - bowiem okazało się iż pan Brett nie zmieścił się w 4 tomach i pisze tom 5 - zatem czekam.
W międzyczasie jeszcze większa radość - trzeci tom napisał i rzucił na polski rynek Ted Williams: no dwa lata czekałam na "Powrót cienia" i już kolejne tomisko grzeje miejsce na mojej półce. Tu następne zaskoczenie - pan Williams również się nie zmieścił w tomach trzech. Zacieram więc ręce, a pan mąż kwituje to słowami: Jak długo można tak lać wodę by ludzie to kupowali?
No ale cóż - pan mąż nie zna się na fantastyce, więc nie wie że dobrze lać wodę też trzeba umieć. Zresztą wspaniałomyślnie pozwala mi na moje książkowe zachcianki, bo od tego przynajmniej mi fałdki nie rosną, a i ciężarnej odmawiać nie przystoi - myszy by go zjadły :)
Tym razem jednak odłożyłam 3 tom "Marchii Cienia" do szpitalnej torby i rzuciłam się w wir przygody napisanej przez Catherine Fisher - "Więzień Incarceron". I już wiem że drugiego tomu w bibliotece nie mają.
Cóż, pozostaje mi szydełko i kule turkusowej wełny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz