wtorek, 28 kwietnia 2009

Autoportret

To ja. Damqelle. Dlaczego teraz, dlaczego tutaj?
Postanowiłam się przedstawić, bowiem jestem sobą zawsze w tym o czym piszę - a trudno być sobą gdy nie wyjaśnione jest kim się jest tak na prawdę. Zatem to ja.
W zasadzie to większość osób które czytają ten tekst zna mnie osobiście - więc nie ma się co tłumaczyć, ale dla tych co znają mnie mniej, lub nie bardzo...
Z założenia nie będę tu ujawniać prawdziwych nazw bo i po co? Nazwy prawdziwe nie zawsze zgodne są z tym czym jesteśmy. A ja jestem Damqelle. Chyba tak od zawsze...
A przynajmniej od moich pierwszych podróży w świat swojej wybujałej ( no a jakże) wyobraźni. Z tego co się orientuję, to nieomal każdy ma gdzieś tam na końcu swojej samoświadomości wrażenie ze już kiedyś tu był, szczególne zamiłowanie czy tęsknotę do miejsca jakiegoś, jakiegoś czasu. Ja mam. Gdzie jest zatem moje miejsce - pozostawię tajemnicą. Tak jest lepiej, to takie moje prywatne, wewnętrzne podróżowanie...

czwartek, 23 kwietnia 2009

Kwietniowo (po prostu pięknie jest)

-jabłoń-

-tarnina-


-forsycja-

-śliwa-

-rajskie jabłko-

-wiśnia ptasia-

-pigwa-

-mirabelka-

-migdałowiec-


-magnolia-

-grusza-

-klon-


poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Świat w wstecznym lusterku


Lubię się przemieszczać. Tym bardziej lubię się przemieszczać teraz gdy jest ciepło i słońce wpada do wstecznego lusterka. A najbardziej lubię przemieszczać się z moją rodziną. Mamy nawet taki swój, bardzo prywatny mały rytuał. Powiedzieć?
Powiem.
Wsiadamy do samochodu i opuszczamy nasze osiedle, słońce odbija się we wstecznym lusterku i krajobraz zaczyna umykać, za nami pozostają znajome kąty i kończy się płot. Kiedy widok za szybą samochodu staje się już monotonny młodsi członkowie naszej rodziny zaczynają skupiać się na tym co dzieje się wewnątrz samochodu. Gdy nie dzieje się nic szczególnego, to czas sobie umilają najmilsi moi dzikimi harcami i śmiechem ogromnym. Po warstwie dzikiego śmiechu następuje warstwa wyciszenia, w której znów główną rolę odgrywa przepływający w oddali widnokrąg. I wtedy mówi Marianna - tato włącz "i dlatego lubię"...
Włączył.
To taka nieszczególna piosenka i tak niezwykła jednocześnie dla naszej rodziny. Nauczyliśmy się jej wszyscy na pamięć - bo nie sposób było by się nie nauczyć. Towarzyszy każdemu wyjazdowi już tak długo aż stała się symbolem wyjazdów. Ania zaczyna śpiewać szeptem, swój szept dodaje Tymek, po chwili śpiewa mama, śpiewa tata rytm wystukując na kierownicy. Śpiewamy szeptem, śpiewamy głośniej, ryczymy w samochodzie...
A krajobraz niewzruszony zostaje w tyle
Jestem szczęśliwa po końcówki paznokci - bo ja naprawdę lubię... mówić z nimi :)

niedziela, 19 kwietnia 2009

Koty


Marianna chce kota. Chce i już... Marianna zwykła dostawać to czego chce, natomiast kota nie dostanie i basta... Bo i ja mam charakter zawzięty i po mnie go ma Marianna, a nie odwrotnie. Kota w naszym domu nie będzie - bo nie!!!
To Marianna w płacz. A niechże sobie płacze - ja chciałabym psa a nie płaczę. A kotów nie lubię - nooo... nie przepadam, może i bym mogła polubić...
Ale powiedziałam nie i umarł w butach!
Na otarcie łez kupiłam Marianne całą górę mazaków, farbek i brokatów w sztyfcie z nadzieją że córcia zajęta tworzeniem o kociakach zapomni. Więc siedzimy przy malutkim stoliku i tworzymy. Ona w pocie czoła coś lepi, rysuje i smaruje klejem, a mama - to znaczy ja...
Kota zrobiłam!?!
Ulepiłam kota z glinki - zamiast wielkanocnego zająca. Nie wiem dlaczego, wszak za kotami nie przepadam. Jak już go mam to nie wyrzucę przecież. Może kto przyjdzie i zabierze? A może zrobię drugiego kota? Czemu nie? Drugiego, trzeciego... całą kocią mafię.
Tylko bardziej się muszę przyłożyć. I z tym lakierem to stanowczo przesadziłam.

wtorek, 14 kwietnia 2009

I znowu jajko?


Podobno wszystko od jajka się zaczęło. Więc i ja zacznę od "ab ovo" znaczy się od początku. Więc jak już z początku stanęło - wszystko jakiem się toczy. Właściwie to tak z filozoficznego punktu widzenia - miało by to i sens, gdyż podobno nic tak naprawdę nie zatacza koła, a jedynie sens istnienia ma elipsa. A bo i od słońca raz bliżej, raz dalej - i w życiu raz bliżej, raz dalej. Nawet i czas który wydaje się być stałą bezwzględną zatacza krzywą, bo jak wytłumaczyć sobie że raz się wydaje dłuższy, a czasem tak krótki i to w tym samym czasie? Jajko ma zatem wymiar czysto filozoficzny, gdyż już przez wieki trwa debata na temat tego co było pierwsze - jajko czy kura? Ja dumam iż jednak jajko, bo czegoż by się mądrego spodziewać po głupiej kurze? No więc nad jajkiem zadumali się panowie filozofowie pragnąc postawić je na sztorc. Mędrcy dumali, dumali... aż przyszedł jakiś młokos i po prostu nadtłukł skorupkę. I tak powstało jajko Kolumba ( choć po dziś dzień nie wiem skąd tu ten Kolumb? może po prostu zbierzność nazwisk?) Tak więc gdyby nie ten smarkacz - dumali by mędrcy po dziś dzień - i nic w tym dziwnego gdyż mędrcy już tak mają. W średniowieczu zaś inne filozoficzne jajo zrobiło olbrzymią furorę jako odtrutka i lek przeciw zarazie. Trzeba było surowe jajo nakłuć z obu stron i wydmuchać białko, a miejsce po nim uzupełnić szafranem. Nie wiem czy działało - ale pewnie było strasznie drogie, bo szafran nie od dziś jest najdroższą przyprawą świata. Chyba że chodziło o zgnite jajo - a szafran był tylko tak dla zmyłki, bo zepsute żółtko każdego musi przeczyścić. Więc jakiem czarownica - nie polecam. Chyba że się kto uprze to niech mi da znać czy działa.
Tak zatem wokół jaja świat się kręci, bo na temat jaja nawet Horacy pisał, jak i inni wielcy tego świata. Na skorupkach od wieków powstawały równie piękne co misterne dzieła...
Tylko jak to znosi kura?
A ja po prostu zrobiłam to tak:
Plaster ciasta francuskiego rozwinęłam i wykroiłam dużą szklanką koła (nie elipsy). W 2/3 kół w środku mniejszą szklanką wykroiłam koła, tak aby powstały obręcze. Złożyłam po trzy - na każdym dużym krążku po dwa z otworami. Posmarowałam białkiem i środki nakłułam widelcem. Włożyłam do pieca na kilkanaście minut i gdy zaczęło się rumienić - do każdego gniazdka wbiłam jajo i włożyłam do pieca. Po chwili jajko się ścina - więc należy je wyjąć, odrobinę posolić i bez zbędnej filozofii podać na stół. Powiem tak - dla mnie wyjątkowe odkrycie, na miarę Kolumbowego jajka. Naprawdę warto spróbować. A zając? Zająca w wolnej chwili ulepiłam z gliny tak dla kontrastu - bo z tym jajem to już chyba przesadziłam ;)

niedziela, 12 kwietnia 2009

Alleluja ! Alleluja!


Trzeba odejść, aby zobaczyli
Trzeba się odwrócić, aby popatrzyli
Trzeba się pożegnać, aby zapłakali
Trzeba umrzeć, aby zrozumieli

Nie jakoby nie widzieli
Nie jakoby nie doceniali
Nie jakoby nie wierzyli
Ale potrzebna jest tęsknota aby się zachwycili.
/KS.M. Maliński/

To nie są święta owieczki i barana. To nie są święta zajączka i kurczaczka. To nie są święta malowanych pisanek. To są święta ciszy i oczekiwania. Białe jak muślinowa firanka, delikatne i czyste jak górskie powietrze, jak płatki kwiatów śliwy. To są święta wielkiej radości i czystego serca. Refleksyjne święta.
Czasem umiera nam ktoś bliski. Opłakujemy jego śmierć, opłakujemy nasze życie bez niego. I wtedy najbardziej żal nam miłych słów których mu nie powiedzieliśmy, żal chwil których mu nie poświęciliśmy, żal czułości nieokazanej, niewypitej razem herbaty w wiosenne popołudnie.
Więc nie życzę wam baranka, ni bogatego zajączka, nie życzę koszyka pełnego kolorowych pisanek. Życzę wam czystej radości serca i takiej bieli, takiego zachwytu... I życzę zmartwychwstania ciepłych uczuć w nas...

Bowiem dziś dostaliśmy jeszcze jedną szansę

czwartek, 2 kwietnia 2009

Nadejście


I znowu wiosna
polany zakwitły dzikie
żółtym odcieniem kaczeńców
trysnęły źródła

Łania jagódka
nieba rozpuściła warkocz
a chmury na nim

w górę po niebie
jak po złotym moście
bez mkną zrywać
zakochani.

Rany, jak się cieszę - budzi się mój ogród. Nareszcie. Spod zimowej kołdry wyszły już szafrany, przebiśniegi i podbiały. Pierwszy niepozorny przetacznik mrugnął do mnie błękitnym oczkiem. Już czas, już czas przywrócić do życia zielnik damqelle. W moim ogrodzie gdzie czas leniwy....