czwartek, 1 października 2009

zarazić pasją


Nie chcę bo nie lubię - najczęściej słyszymy my rodzice gdy w podnieceniu radosnym pakujemy plecaki. To radosne podniecenie nie jest bowiem udziałem naszych latorośli.
Mamo, ale musimy? A może zawieziesz nas do babci? pada radosna propozycja małego stratega (gdzie od rana do wieczora faszerowani słodyczami będziemy leżeć przed telewizorem)*
Ale mama wykazuje stanowcze niezrozumienie i upiera się na równi z "tatą-bez-serca" że jedziemy razem i już. Koniec. Kropka. Ewentualnie jeszcze wykrzyknik.
Nasze dzieci mają niestety tego pecha że rodzice są dosyć solidarni i gdy jeden z rodziców mówi "nie" to już nie ma sensu pytać drugiego ( no chyba że w tajemnicy) Ech... no tak już im wyszło.
No to mali nieszczęśnicy muszą się spakować. Na otarcie łez do plecaczka wpadają luksusy typu: baton, rogal, paczka chipsów - noooo tego nie ma w domu na co dzień. A że nie ma- to traci się tempem błyskawicznym już w samochodzie.
Jedziemy w góry.
Przyznam się że pierwszego etapu wspinaczki też nie lubię- gdy trzeba wysiąść z samochodu na chłodną jeszcze porankiem polanę, a przede mną perspektywa wielkiej góry i kawy bym się napiła i może zawróciła... He...
To ostatnie nie, nie zawrócę - ta hosanna która spotyka mnie tam na szczycie warta jest wszelakiego potu. Tam na górze serce wali jak młot i czuje się szczęśliwe.
I one też już to czują, jeszcze o tym nie wiedzą - ale już na pewno kiełkuje w nich miłość do gór, do przestrzeni.

Kiedyś pewien znajomy mówił mi żeby wyhodować piękny krzak bzu, wystarczy przesadzić dziki bez i zaszczepić gałązkę z ładnymi kwiatami, a gdy gałązka się przymnie - cały krzak obsypie się kwieciem.

Zaszczepiam więc w moich dzieciach miłość do tego co piękne, wzniosłe, uczciwe. Zaszczepiam szacunek do świata, zarażam pasjami...

*przypisek autora

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

RE "POŻEGNANIE :("


A mnie - jak będzie brakowało Ciebie!
Przecież to dzięki Tobie i "naciskom" ;p
bellatrix2009 - sam zrobiłem ogórki kiszone!
Tutaj z tutejszych ogórków! ;D
Może nie były do końca - "niebem w ustach" ;D) heh,
ale zawsze mogę to zwalić na ...ogórki tutejsze. ;p
Tak miło mi się czytało o Twoich niezwykłych
przepisach , o podobnych zamiłowaniach
teatralnych, podejściu do zabytków...
Będzie mi tego, kurcze , brakowało... ;/

Ale zawsze będę pamiętał bursztynowłosą,
malownicza dziewczyną , która roztacza
wokół siebie taką niezwykłą
i daleka od "zwyczajności" aurę.
Dziękuję Ci za te wszystkie blogowe
dyskusje,
za - wcale nie żartuję - rozbudzenie
mojej "innej" żyłki kulinarnej -
bo oprócz śródziemnomorskiej kuchni,
którą znam i umiem - trochę mnie wzbogaciłaś.
Czasami tez - smakami - przenosiłaś
do dzieciństwa.
Również i bajkami, które wspominałaś.
A okazało się jeszcze, iż nie jestem "ostatnim
z ginącego gatunku" - miłośników
Stachury. ;)

Dziękuję Ci za to wszystko!
Bardzo!

Ściskam najserdeczniej!;)

_______
P.S.
Aaależ zazdroszczę Wam tego
wypadu! Tak pozytywnie ;).

Bea pisze...

To wspaniale, gdy rodzice umieja 'zaszczepiac' w dzieciach rozne bakcyle; i gdy dzieci 'pozwalaja' sie zarazac roznymi pasjami ;) A gorskie wycieczki to z cala pewnoscia cos, co warto pokochac...

Pozdrawiam serdecznie!