wtorek, 1 września 2009

Matka Boska Hodegetria


Bieszczady.
Czuję w kościach że najwyższy czas tam wrócić. Bieszczady mają taki magiczny klimat czasów i ludzi których dzisiaj już nie ma. W Bieszczadach, na połoninach spalonych wiatrem i słońcem czuję się bliżej Boga niż na najwyższym szczycie tatr. Tam narodziła się moja miłość do cichych drewnianych wyobrażeń, to tam zaczęłam pisać ikony. Bo ikony się pisze - z czcią i namaszczeniem. Nie wszyscy mają serce do ikon - przedstawione na nich postaci świętych mają przerysowane, ostre, ponure rysy twarzy. Kolory są bure i ziemiste - bowiem pochodzą od ziemi. Prawdziwe ikony pisze się tym co daje natura.
Ja trochę łamię zasady, nie używam naturalnych farb ziemi, nie rozcięczam farb żółtkiem, nie złocę plastrami złota. Ale ja nie jestem ikonistką i trzymam się tej jednej zasady prostej - zasad przedstawiania postaci. Zawsze gdy znajduję naturalną, czystą deskę - znajduję w niej twarz, twarz Jezusa Pantokratora, jasną twarz MB Eleusy.
(Kiedyś się śmiałam, że wrobię w alimenty jakiś dwu naiwniaków i ucieknę w Bieszczady ikonki malować. ha,ha,ha... taki żart)
Prawdę mówiąc dawno, oj dawno nie pisałam ikon. Te które miałam rozdałam wieki temu. W kuchni wisi parę i jak się przyjrzałam, to jakoś tak wszystkie przedstawiają ten sam motyw - Matkę Boską tulącą małego Jezusa - czyli Eleusa, moja ulubiona. Równie bardzo lubię pisać jedynie anioły.
Parę tygodni temu wytaszczyłam zza szafy wielką pokrzywioną deskę. Patrzę - Hodegertria, czyli postać Matki Boskiej trzymającej na kolanach Jezusa Pantokratora błogosławiącego.
Pamiętam, nie byłam zadowolona z pracy i jednocześnie nie potrafiłam wyrzucić . Deska przez lata się wypaczyła i pokrzywiła, ale mimo to zabrałam się do pracy. Zdjęcie przedstawia gotową ikonę ale jeszcze przed postarzeniem. Nie powiem że jestem zadowolona, bo napisałam lepsze - ale cieszę się że ją skończyłam.
A teraz poszukuję deski, najlepiej ciężkiej, pachnącej dębem.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zawsze mnie zastanawiały te
charakterystyczne -
"morfinistyczne" i tajemne spojrzenia
postaci z ikon. Wszelakich.
Czy to po prostu -
powielenie wzorca czasów
dawnych, gdy tworzono
pierwsze ikony i taka była
maniera czasów, czy tez to ma coś
oznaczać?..
Te oczy nie są ani władcze, ani dumne,
ani jednak - też i nie czułe-
one dokładnie z "morfinistycznym"
wzrokiem się kojarzą.
Broń Boże bym coś sugerował!
O nie! to tylko pierwsze
skojarzenie i nikogo ,
absolutnie nikogo i niczyich
uczuć nie chcę urazić.

Pozdrawiam ciepło!;)

damqelle pisze...

Tak - właśnie to ma oznaczać Boskość, wyższość, dostojność. Bo kiedyś święci nie byli dobrymi przewodnikami tylko Bogami strasznymi i władczymi. Stąd te marsowe czoła, zimne oczy, przerysowane rysy. Taką ikonę pisało się z najwyższym namaszczeniem i tylko czysta osoba w stanie łaski mogła "dotykać" oblicza boskiego, zapisując na drewnie ikonę.
Nie urazisz mnie - ta moja ikona na prawdę nie jest zbyt dobra
:)

Ada pisze...

Damqelle, jestem pod wrażeniem.
Pięknie o tym piszesz, jest w Twojej opowieści ten wątek czasu, czekania, cierpliwości-zniecierpliwienia, preludium właściwego 'pisania' ikony - niezwykle mi się to podoba.

A pytanie Mariusa ciekawe - może rzeczywiście, racjonalizując, jest to również powtarzanie jakiegoś kanonu z tych najdawniejszych czasów. Dawno o tym nie czytałam, ale przypominam sobie portrety fajumskie, wpływy greckie w sztuce egipskiej, później podobny sposób przedstawiania w bizantyńskiej. Niejako utrwalenie wzorca. Tak czy inaczej - fascynujące. Podziwiam Cię!