poniedziałek, 16 marca 2009

wbrew sobie...


Wiem, wiem... pamiętam. Nie takie były założenia tego bloga. Obiecałam bowiem sobie że nie będę zamieszczać tutaj treści o charakterze opiniotwórczym. Miałam nie cechować tego co dzieje się w świecie ogólnie, tego co poza mną. Miałam być ja... Ale nie mogę wytrzymać. Wszystko przez jakąś wściekłą "babę" (przepraszam za wyrażenie) z kółka różańcowego. Bo jest mi niezmiernie przykro i wstyd że katolikami mienią się ludzie tego pokroju. No bo jak można cały dzień w kościele przesiedzieć wpatrując się w oblicze Boże, a następnie wyskoczyć nagle z przybytku Bożego trzaskając drzwiami i robić awanturę dziecku że po szybie sobie stuka? Ja rozumiem, wyjść poprosić by tak nie robiło, by rodzice zabrali malucha... Ale skąd taka agresja? skąd furia taka i w oczach nienawiść do człowieka?
Ja poniekąd rozumiem ludzi odchodzących od kościoła w którym miłości coraz mniej i coraz trudniej o pokorę. Rozumiem, choć nie pochwalam. Na mnie wpływu nie mają ni pełne przepychu kościoły, ni księża którzy zatracili równowagę pomiędzy tym co Boże a tym co ludzkie, ani tabuny moherowych beretów przeciskających pomiędzy zaciśniętymi w pięści palcami paciorki różańca, doktryny na wyrost, katechizmy których nie rozumiem, ni żadna opinia ludzka... Jestem prostym człowiekiem, głowę pochylam w pokorze i Bogu dziękuję...
... za Ojca Sierańskiego z "Dobrego Pasterza"który potrafił się pochylić do najniższych, za księży Tatarczyka i Długajczyka, Ojca Franciszka który uświadomił mi że jestem przewodnikiem prądu Bożego, za rodzinę moją, dzieci i przyjaciół... za wszystkich którzy przyczynili się do tego że jestem dziś tym kim jestem...
SZCZĘŚLIWYM CZŁOWIEKIEM

Brak komentarzy: