poniedziałek, 6 września 2010

Nożem czy widelcem?


Od pewnego czasu wszelaką korespondencję prowadzę z łóżka. Proszę mi wybaczyć. Może to i niezbyt stosowne miejsce, za to jakie wygodne. Mam nawet już wbudowaną i jednoczesnie coraz większą półeczkę na rzeczy podręczne i niezbędne, zatem wychodzić z łóżka nie muszę, a nawet gdybym i musiała - to i tak nie chce mi się. Wyprawa do pobliskiego sklepu okazuje się dla mnie zdarzeniem tak traumatycznym, że na myśl samą o zakupach moja energia życiowa wskazuje poziom 0.0. Nie rozumiem jak mogli mi tak daleko sklep wybudować.
I nie mam nawet w zamiarze udawać przed kimkolwiek twardziela i wzorowej piastunki ogniska domowego - nie wstanę.
Jednak nie robić nic też jest ciężko - znalazłam sobie więc zajęcie. No niestety nie jest to nauka języków obcych, bo tak się w moim życiu układa, że to co się w życiu człowiekowi przydaje, mnie jakoś niespecjalnie wchodzi...
A dla odmiany to co mi wychodzi - niespecjalnie się w życiu przydaje :)
Tylko zdecydować się nie mogłam co w sumie wychodzi mi lepiej - robienie na drutach, czy szydełkowanie. W zasadzie to znam jeden ścieg na druty i jeden na szydełku, co nie przeszkadza mi jednak w zrobieniu takich bucików dla mojego maluszka. Podejrzewam że takich buciczków moje maleństwo do grudnia miało by już z 10 par, co całkowicie niepraktyczne jest. No, potrafię zrobić też czapeczkę i szalik, ale...
Postanowiłam ambitnie zabrać się za sprawę i kupiłam gazetkę z wzorami na malutkie dziecięce wdzianka. Prześliczne, słodziutkie i tak miłe że chciało by się schrupać wraz z załączonymi bobasami. Już chciałam i ten i ten sweterek wydziergać, ale...
Nic, kompletnie nic nie rozumiem z tych oczek, słupków, półsłupków - no, czarna magia normalnie. Ale nic, trzeba się uczyć - bo przede mną jeszcze ponad trzy miesiące leżenia. Ciężko jest - ale co nas nie zabije to nas wzmocni - mówi stara maksyma. Tylko nadal zdecydować się nie mogę szydełko czy druty. Na wszelki wypadek zamówiłam sobie dwie piękne książki w KDC i dzisiaj przyszły. Z podekscytowania upiekłam ciasto ( bo teraz już mi słodkie wolno jeść) i już wiem jak się robi półsłupki :)
A pleśniak pycha. Podać?

40 dag mąki
4 jajka
1 kostka margaryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 dag kakao
2 szklanki cukru
1 słoik powideł śliwkowych
cukier wanilinowy
Z mąki, żółtek, margaryny, jednej szklanki cukru, proszku do pieczenia i wanilli zagnieść ciasto. Podzielić na trzy części. Do jednej części dodać kakao. Z białek ubić na sztywno pianę dodając drugą szklankę cukru. W wysmarowanej tłuszczem foremce układać:
1 część jasnego ciasta, powidła śliwkowe, utarte na tarce ciemne ciasto, piana z białek, utarte jasne ciasto. Piec w 180 stopniach ok.50 min. Posypać cukrem pudrem.

1 komentarz:

Ada pisze...

Urocze :) Ale ale - Ty przecież znasz więcej niż jeden ścieg, dowód na zdjęciu! Wyraźnie widzę ścieg łańcuszkowy ;)

A poważnie - życzę dużo zdrowia, jak najlepszego samopoczucia i mnóstwo radości!