wtorek, 16 czerwca 2009

Studium przypadku

Czasami życiem naszym kieruje przypadek. Los pcha nas w miejsca zupełnie wcześniej przez nas nie ustalone. Pozostaje wtedy ufać iż los ten zawiedzie nas tam... lub raczej że nas nie zawiedzie...
Ja jestem w czepku urodzona i nawet jeśli coś nie idzie po mojej myśli - to wychodzi ... Właśnie.
Chciałam dziś opowiedzieć historię pewnego przypadku.
To miała być wyprawa w Tatry. Pierwsza poważna wyprawa od bardzo dawna. Poważna, znaczy bez dzieci. Nie, no nie powiem bym od razu zapałała entuzjazmem na myśl że znajomi wspiąć się życzą na Rochacze, bo to z moim lękiem wysokości raczej niepoważne by było. Aczkolwiek gdy już zbliżaliśmy się do tatr po Słowackiej stronie zaczęłam dostrzegać u siebie coraz wyraźniejsze oznaki niepoważności. Bo co tam, ech lęki wysokości, braki ekwipunku i słabość szarganego ciągłymi chorobami ciała - gdy, no właśnie - wilka ciągnie do lasu. I już, już moja skłonność zaczęła się odchylać w stronę rozpaczliwego pragnienia (a choćbym miała zawisnąć na tym szczycie z zębami na łańcuchu). I już, już zaczynałam wyć w stronę ośnieżonych szczytów gdy zderzyliśmy się z brutalną rzeczywistością - Tatrzański Park Narodowy po Słowackiej stronie jest zamknięty do 15 czerwca, zatem ponad wysokość schroniska wejść się nie da bo pilnują. I dwa dni powiedział by kto nie robi różnicy - to jednak dla Słowackiej straży leśnej zakaz to je zakaz i koniec! A z ichniejszą "pokutą" do czynienia mieć nie chcieliśmy, więc przyszło by wracać do domu. Szkoda by było, no bo w końcu do cholery wywalczyłam sobie na ten wyjazd dwa dni urlopu w bardzo atrakcyjnym terminie urlopowym (no cóż - ma się ten staż, niech więc młodzi pracują) i przegonić się nie dam, a i łamać przepisy to też nie w moim stylu. Więc chcieli nie chcieli - tyle gór widzieli co nad choinki wystawało i alternatywę zaproponowano pod nazwą "Mała Fatra". Państwo B. z entyzjazmem przyjeli ten pomysł gdyż to nie są ludzie co to się pod nimi słaby ogień pali - dokładać nie trzeba. I tu chciałam za to Maćkowi i Baśce jeszcze raz serdecznie podziękować: wyjazdy z wami to prawdziwa przyjemność !
Takim sposobem poznałam pasmo Małej Fatry (szukać na mapie Słowacji po orawskiej stronie)
I z zachwytem oświadczam że Mały Rozsutec to jedna z najbardziej urokliwych i wymagających gór jakie napotkałam na mojej drodze. Skaliste tryskające wodą i zielonością Diery pokonuje się skalnymi półkami, przerzuconymi przez strumień o wodzie krystalicznej kładkami i drabinkami pod którymi z łoskotem spada szalony wodospad. Serce Małej Fatry jest zielonym soczystym żródłem, zaś szczyty skaliste i ostre mają grzebienie, grzebienie owe pokonuje się przy pomocy łańcuchów, kosodrzewiny co wczepia się we włosy i stanowi łaskoczący twarz ratunek, oraz paznokci wbitych w kamienie.
Stając na szczycie myślę tylko - Mój Boże jakże ja mała jestem !

Parę zdjęć można zobaczyć tutaj, a jeszcze więcej tu bo mimo zmęczenia nie odmówiłabym sobie zrobienia tych kilkunastu fotek :)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Widok zabójczy! W ogóle Tatry
są przepiękne, ale wiesz - przyznam
się do czegoś - tyleż kompromitującego, co (w moim przypadku) dziwnego...
Jak już kiedyś pisałem -
jeżdżę (nawet w wysokich partiach - jeśli lokalnie to
dozwolone) na snowboard'zie i to,
jak szalony (również freestyle...)
i nie boję się ani wysokości, ani
ewolucji... Skakałem kilka razy
ze spadochronem (a to wysoooko ;) przecież, czyż nie? ;) ),bez problemu - latam samolotami , czy helikopterami (i zawsze przy oknie), nigdy nie obawiałem się
nawet otwartych tarasów wieżowców
(a wysokie tu bywają... ;P ),
...a w górach, przy wspinaczce-
...dosłownie cały się spinam ze
stresu... Hmmm... Do tego - urodzony przecież w Alpach (jak by nie patrzeć - Szwajcaria to nie
dolinka... ;p) i przyzwyczajony
do gór (nawet nie lubię płaskich terenów), a tu taka fobia przed
skałami...
Oczywiście - totalnie nie na temat napisałem ;),
ale jakoś tak samo wyszło...

Pozdrowienia!;)
-Marius

damqelle pisze...

Ja z kolei mam lęk wysokości od dziecka. Podobno jak mała byłam to bałam się nawet że z krawężnika spadnę. Patrzenie w dół przyprawia mnie o mdłości i zawroty głowy. Ale... cóż jak tam za kolejnym szczytem, za kolejnym kamieniem może być jeszcze piękniej? Po prostu muszę, muszę i już !
Piękne to prawda - tylko tym razem to nie były tatry tylko pasmo Małej Fatry i wiesz - czasem 1300 daje bardziej w kość niż 3000 :)
POZDRAWIAM

Kama pisze...

Uwielbiam góry! Mogłabym skakać po nich całymi dniami. Są piękne, fascynujące, potężne i groźne. Takie statyczne a takie żywiołowe...

Pola pisze...

Piękne widoki!
Lubię takie sytuację, gdyż (w moim przypadku) zazwyczaj ozwiązanie 'problemu' okazuje się lepsze od tego, co było zaplanowane ;)

pozdrawiam.

Jakub pisze...

Kocham te klimaty, a Tatry ech moje ukochane:) piękne zdjęcia:) pozdrawiam:)

damqelle pisze...

Camille - ty to sarenka jesteś, Moja Droga. Ja tam już na skakanie siły nie mam. Najchętniej to pełzałabym jak ślimak kontemplując piękno i robiąc zdjęcia :)
Wiesz Polo że ja też tak mam dosyć często, więc w każdych nawet najbardziej przygotowanych planach pozostawiam "zapas" na niespodzianki :)
Dziękuję Jakubie i z przyjemnością Cię witam :)